Dawid Łomnicki. Przez życie ze street workoutem

– Zaczynałem na zardzewiałym trzepaku. Odchodziła z niego farba, raniąc przy tym ręce. Warunki były spartańskie, ale być może dzięki temu zrozumiałem, czym jest prawdziwy sport – nie kryje Dawid Łomnicki, jeden z najaktywniejszych pasjonatów street workoutu w Raciborzu.


Jego sposób myślenia o sporcie przez ostatnie lata mocno ewoluował. Kiedyś nie dawał wiary temu, że bez profesjonalnego sprzętu do ćwiczeń można zwiększyć muskulaturę i poprawić sprawność fizyczną, dziś czyni to dzięki treningom opierającym się na wykorzystaniu obciążenie własnego ciała.

_OQL7152

O street workoucie dowiedział się w gimnazjum dzięki filmikom z udziałem gwiazdy tego sportu w USA, Hannibala For Kinga. – Przez jakiś czas nie wierzyliśmy, że można robić ze swoim ciałem coś tak ekstremalnego. Ćwiczenia wydawały się na tyle nierealne, że myśleliśmy, że widzimy jedynie fotomontaż – opowiada ze śmiechem Dawid Łomnicki, który jako jedyny ze szkolnej paczki postanowił sprawdzić na własnej skórze, z czym ma do czynienia. – Poszedłem na zniszczony plac zabaw przy ulicy Warszawskiej i, wzorując się na bohaterze wspomnianego nagrania, spróbowałem wykonać pierwsze ćwiczenia. Przy czym słowo „spróbowałem” jest jak najbardziej na miejscu. Podciągnąłem się cztery razy na drążku i uświadomiłem sobie, że jest ze mną gorzej niż myślałem – przyznaje raciborzanin.

Bardzo wcześnie zrozumiał, że w pojedynkę niewiele zdziała. Po trzech samotnych treningach postanowił sprawdzić potencjał Facebooka – uruchomił profil raciborskiej grupy street workout. Dla wielu raciborzan sama nazwa dyscypliny była kusząca i egzotyczna zarazem. W ciągu kilku dni skład wirtualnej grupy wzmocniło kilkadziesiąt osób, na treningu pojawiło się z kolei dwadzieścia. – Za bardzo nie wiedzieliśmy, jak ćwiczyć. W czasie pierwszych spotkań głównie staliśmy i rozmawialiśmy – wspomina Łomnicki. – Później zaczęliśmy się nawzajem motywować. Każdy znalazł jakieś ćwiczenie w Internecie i jakoś to ruszyło – przyznaje, dodając, że od samego początku wzorowali się na sportowcach z USA, Rosji i Ukrainy, gdzie sport ten święci triumfy od kilku lat. – Niektóre ćwiczenia, nawet te podstawowe, były na tyle obciążające, że robiliśmy je do połowy. Trzeba było przyzwyczaić mięśnie do takiego rodzaju wysiłku – tłumaczy. Twierdzi, że aby prezentować w street workoucie przyzwoity poziom, potrzeba roku regularnych treningów. – Najważniejsze jest odpowiednie podejście, czyli tak naprawdę rezygnacja z głupich wymówek w stylu: dziś mi się nie chce. Co jeszcze jest ważne? Zdrowy rozsądek. Nie można ćwiczyć za wszelką cenę, do wykończenia. To przynosi więcej strat niż pożytku. Bo jeśli jednego dnia skatujesz swój organizm, przez kolejne pięć będziesz nie do użytku – przestrzega raciborzanin.

Dawid wie, co mówi. Wielokrotnie bowiem przecenił już swoje siły. – W pewnym momencie przestałem trzeźwo myśleć i przesadziłem z ćwiczeniami. Miałem przez to problemy z plecami. Przez 46 dni mogłem jedynie oglądać, jak trenują inni – wspomina bijąc się w pierś.

Przekonuje osoby rozpoczynające przygodę ze street workoutem, aby od początku racjonalnie rozdysponowały swoje siły i stworzyły plan działania. – Trzeba zrozumieć, z czym dany trening się wiąże. Są osoby, które ćwiczą bardzo siłowo, czyli wykonują na przykład flagę, wagę tyłem i przodem czy planche, czyli pompki z uniesiony nogami. Drugą grupę tworzą zapaleńcy uwielbiający tak zwany freestyle: skaczą z drążka na drążek, próbują nowych figur i trików – wymienia były uczeń Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Raciborzu.

 

Łomnicki do szczęście potrzebował zawsze niewiele. Zaczynał w warunkach dalekich od idealnych. Nie zniechęciło go to jednak do działania, bo, jak przyznaje, osoby trenujące tę dyscyplinę nie potrzebują wygody. Wystarczył rozruszany trzepak, uszkodzona huśtawka czy chwiejąca się ławka. Trening można wykonać dosłownie wszędzie. Street workout to przecież nie tylko podciąganie się na drążku, ale także niezliczona liczba wszelkiego rodzaju pompek, stanie na rękach, skoki, przysiady. Jednym słowem: trening kalisteniczny, w którym przyrządem jest nasze ciało. – Pod wieloma względami przypomina wycisk na siłowni: można wykonywać ćwiczenia na daną partię mięśni, należy zachować odpowiedni rygor, utrzymać zbilansowaną dietę. Bez tego ani rusz – nie owija w bawełnę mój rozmówca.

_OQL7180

W dzień otwarcia pierwszego w Raciborzu parku do street workoutu, Dawid zafundował sobie sportowy maraton: ćwiczył z krótkimi przerwami pięć godzin, co, jak mówi, nie było najmądrzejszym rozwiązaniem. Nic w tym jednak dziwnego – cieszył się nowym obiektem. Był jednym z inicjatorów jego budowy. – Przekonałem władze Miasta, że to obiekt, który przysłuży się nie tylko naszej wąskiej grupie, ale ogólnie mieszkańcom Raciborza, w tym sportowcom innych dyscyplin – mówi. Jak tłumaczy, w nowych warunkach raciborzanie mogą między innymi budować formę na zawody. – Fajnie byłoby kiedyś coś osiągnąć, na przykład wygrać bój w największej liczbie podciągnięć na drążku lub pompek. Lista tego typu turniejów organizowanych w Polsce jest bardzo długa – nie kryje Łomnicki, dodając, że wciąż dąży do doskonałości. – Ambicje mam duże. Z każdym kolejnym treningiem chciałbym być coraz lepszy – wyznaje. Co jest najpiękniejsze w street workoucie? Odpowiada po krótkim namyśle: Nieprzewidywalność, rozwój i pewna wyjątkowość, bo to sport inny niż wszystkie. Magiczny.

Tekst Wojciech Kowalczyk | fot. Paweł Okulowski

_OQL7204