Czwartek, 18 kwietnia 2024

imieniny: Apoloniusza, Bogusławy, Gościsława

RSS

Kultura

Z pamiętnika podróżnika. Rowerem wzdłuż wybrzeża. Niesamowita podróż Radka [ZDJĘCIA]

28.08.2021 13:00 | 0 komentarzy | AgaKa

Radosław Dziedzic z Raciborza, obecnie mieszkający w Kędzierzynie-Koźlu, postanowił w pojedynkę, na rowerze przemierzyć wybrzeże Bałtyku. Cel szczytny - jego wyprawa pomogła w zbiórce funduszy na leczenie i rehabilitację 4-letniej Mai z Kędzierzyna. Jak przebiegła jego podróż? Na jakie przeszkody natrafił? Zapraszamy do lektury kolejnej odsłony "Z pamiętnika podróżnika".

Z pamiętnika podróżnika. Rowerem wzdłuż wybrzeża. Niesamowita podróż Radka [ZDJĘCIA]
W ciągu 6 dni przejechałem 703,6km, na siodełku spędziłem 35h i 41min, wzrost wysokości wyniósł 2373m. Czy zrobiłbym to jeszcze raz? Z całą pewnością!
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Dzień pierwszy. Rozpocząłem swoją przygodę rowerową.

Podróż rowerem wzdłuż wybrzeża Bałtyku dla wsparcia akcji dla Mai. Najpierw transfer PKP z KK do Świnoujścia, szybki przeskok promem i trzeba się trochę cofnąć do granicy żeby trasa miała konkretny początek. Od granicy już trasą eurovelo 10. Dziś rozgrzewka, bo czasu nie za dużo, Świnoujście - Międzywodzie. Rower z sakwami prowadzi się zupełnie inaczej, szczególnie przednie sakwy robią sporą różnicę. Waga całego szpeju ok. 25kg. Cel jest szczytny. Przypominam, dołączyłem do akcji Marcin - Misiek na szlaku - akcja ma na celu zebranie funduszy na rehabilitację i leczenie Mai z Kędzierzyna.

O akcji Maciek - Misiek na szlaku

Marcin Kapera to mieszkaniec Kędzierzyna-Koźla, który przejął się losem Mai i postanowił zrobić coś, aby pomóc mamie dziewczynki w zbiórce pieniędzy. Postawił przed sobą prawdziwe wyzwanie -chce jednym ciągiem, samodzielnie, pokonać 500 kilometrową trasę Głównego Szlaku Beskidzkiego. To najdłuższy szlak w polskich górach, liczy około 496 kilometrów i przebiega przez Beskid Śląski, Beskid Żywiecki, Gorce, Beskid Sądecki, Beskid Niski oraz Bieszczady, biegnąc najwyższymi partiami gór.

W związku z tym, że lubię wyzwania, postanowiłem dołączyć do akcji Marcina i wspomóc akcję finansowo, ale też marketingowo, czyli nagłośnić mocniej całą sprawę. Miało być 500 km, a ostatecznie wyszło 700 km - komentuje pan Radek.


Dzień drugi. Trasa Międzywodzie - Dąbki, 136km.

Dzień rozpoczął się od spotkania ze znajomym, Adamem Kubieniem na polu namiotowym. Przy moim pakowaniu się, trochę pogadaliśmy i w drogę. Po drodze kolejne spotkanie z Dariuszem Klimą i Agnieszką w Dźwirzynie, przy okazji wciągnąłem lekki obiad. Czas i droga mijały dzisiaj bardzo przyjemnie. W Gąskach kolejny przystanek, w restauracji Włóczęga na ich przysmak. Plan był dojechać do Łaz ale, że noga podawała, to podciągnąłem do m. Dąbki. Uzupełniam kalorie i jutra dzida dalej. Z uwagi na to że Misiek na szlaku wpłaca 100zł po każdych 100km, ja od wczoraj wpłacam 1zł za każdy przejechany kilometr. 


Dzień trzeci. Dąbki - Łeba, 137 km.

Kolejny dzień za mną. Dzisiaj było wietrznie, na szczęście przeważnie w plecy. W miejscowościach problem z turystami - łażą po ścieżkach rowerowych nie patrząc i nawet czasami trąbka rowerowa nie pomaga, no cóż...  W trakcie dnia wjechałem do woj. pomorskiego. O ile zachodnio-pomorskie miało świetnie oznaczoną trasę R10, czyli eurovelo10 i to również w terenie, to w pomorskim bez śladu GPS na pewno bym pobłądził. Początek przed Ustką był obiecujący, ale potem tragedia. Nawierzchnia też była dzisiaj mocno zróżnicowana, od super asfaltowych szerokich ścieżek, przez wielkie kocie łby, a kulminacja była w Słowińskim Parku Narodowym. Ostatnie 10 km przed Łebą to prawie non stop piach i walka o stabilność, prędkość ledwo 5km/h, a miejcami musiałem pchać, a w zasadzie ciągnąć rower. Natomiast faktycznie trasa jest poprowadzona bardzo malowniczo. Jutro napieram dalej.


Dzień czwarty. Łeba - Hel - Władysławowo, 152 km.

Dzień rozpoczął się deszczowo, a w dodatku dopiero w trzeciej Żabce dostałem kawę, tym samym dopiero koło 10.00 wyjechałem z Łeby. Niedługo po starcie, znowu piachy, na szczęście tylko kilometr, a potem już trasa w miarę ok. Zajrzałem na latarnię na Przylądku Rozewie, a potem już ogień na Hel. Na półwyspie chyba zawsze wieje od zatoki, więc w tamtą stronę miałem lekko w plecy, no ale na powrocie lekko w twarz. Ostanie 8km ścieżki przed Helem jest bardzo malowniczo wytyczone lasem. Wprawdzie niedaleko głównej drogi, ale fajny szuter z masą górek i zakrętów, naprawdę nie można się było nudzić. W porcie w Helu, całkowicie przypadkiem spotkałem kolegę Marcina Kapery, czyli Artura Tołpę, który razem z nim robił kawałek GSB... dwa krańce Polski. Objeździłem sobie cały cypel (jest fajna ścieżka) i postanowiłem machnąć jeszcze powrót do Władysławowa. Uzupełniam węgle i rano atak na Gdańsk, a może i dalej.


Dzień piąty. Władysławowo - Gdańsk - granica państwa - Krynica Morska 162,20 km

Fakt, miałem jechać tylko do Gdańska, ale już przed wyjazdem wiedziałem, że nie będę w pełni usatysfakcjonowany "niepełną" trasą wzdłuż wybrzeża. Z drugiej strony, z góry był założony wyjazd w czwartek rano z KK i powrót we wtorek z Gdańska, bilety kupione miesiąc temu, nie wiedziałem jak będzie wyglądać trasa, nie wiedziałem jaką trafię pogodę, nie wiedziałem jak organizm zniesie taki kilometraż przez 5 dni itd... Wczorajsza analiza odległości pokazała, że jeżeli będę chciał zrealizować całość, to czasu będzie na styk, dlatego rano wyjechałem wcześniej niż zawsze. Awaria kawiarki w pierwszej Żabce i od razu humor trochę siadł, ale pojechałem dalej licząc na kolejną. W następnej to samo, do tego wiatr w twarz i mocne słońce spowodowało, że nie mogłem wpaść w swój rytm. Kilometry mijały bardzo wolno, przejazd przez Gdynię tragedia, światła, nieoznaczona trasa, bez śladu GPS na pewno skończyłbym wyprawę w Gdańsku. Do Gdańska dotarłem koło 14.00 i zdecydowałem jednak zaatakować rosyjską granicę. Za Gdańskiem, koło 85km rytm złapałem szybko, a tu pogoda zaczęła się psuć. Cały czas miałem w głowie, że z Gdańska tam i z powrotem to ok. 150 km... Najpierw był most zwodzony, potem przeprawa promowa. Na końcu przeprawy zaczęła się taka nawałnica, że miałem powoli dość. Na szczęście burza szybko minęła. Modliłem się tylko żeby nie złapać awarii i... udało się dojechać do granicy bez problemu. Wróciłem jeszcze do Krynicy Morskiej na pole namiotowe i jutro trzeba trzasnąć ostatnie ok. 60km i zdążyć na pociąg o 13.00.


Dzień szósty. Krynica Morska - Gdańsk, 59 km.

Dzisiaj musiałem dojechać do Gdańska na pociąg. Niby nic, ale po 640km w ciągu ostatnich 5 dni, lekko czułem już 'czwórki'. Dlatego wyjechałem o 8.00 żeby na spokojnie zdążyć. Po drodze jeszcze parę zdjęć. Dzisiaj przekop Mierzei prezentował się okazalej. Co ciekawe, Kapitanat już stoi. Wiem na pewno, że do Gdańska trzeba przyjechać na spokojne zwiedzanie. 

Małe podsumowanie

W ciągu 6 dni przejechałem 703,6km, na siodełku spędziłem 35h i 41min., wzrost wysokości wyniósł 2373m. Czy zrobiłbym to jeszcze raz? Z całą pewnością! Ale już na pewno nie w tym tempie, raczej na spokojnie, odwiedzając ciekawe miejsca po drodze.
Trasa jest bardzo malownicza, miejscami wymagająca, ale z drugiej strony cały czas jeszcze rozbudowywana. Jeżeli ktoś będzie chciał spróbować, służę radą odnośnie logistyki. Wystarczy rower, chęci i trochę więcej lub mniej czasu, w zależności od kondycji. Misiek na szlaku ukończył swoją wyprawę, przeszedł ponad 500 km Główny Szlak Beskidzki - GSB - szacun! To właśnie dzięki Marcinowi mogłem się zaangażować w akcję dla Mai.


O małej Mai

Pan Radosław swoją wyprawą wspierał akcję zbierania pieniążków na rehabilitację i leczenie Mai z Kędzierzyna. Maja to czteroletnia dziewczynka, która została zmuszona do walki z dużo silniejszym od niej przeciwnikiem. Jeszcze do niedawna funkcjonowała normalnie, chodziła do przedszkola i rozświetlała rodzinie każdy dzień. Miała problemy zdrowotne, ale nie wskazywały na tak straszną diagnozę, jaką usłyszała mama dziewczynki.

Badania małej Mai wykazały nieoperacyjnego tętniaka. Brak efektów leczenia ataków padaczki dał końcową diagnozę – padaczka lekooporna. To umożliwiło Mai zakwalifikowanie do wszczepienia symulatora nerwu błędnego. Urządzenie powoduje w organizmie dziecka neurostymulację. Dziecko, które jeszcze tak nie dawno biegało, skakało, tańczyło… teraz z trudem wykonuje jakikolwiek ruch. Zbiórka dla Mai odbywa/ła [w zależności kiedy czytasz ten post] się na portalu zrzutka.pl.

Zobacz także: