Portugalska szkoła Marcowa
Rozmowa z Andrzejem Marcowem, trenerem grup młodzieżowych Unii Racibórz, który w drugiej części listopada przebywał na stażu w Benfice Lizbona, szóstej obecnie drużynie w europejskich rankingach. Ze szkoleniowcem rozmawiał Maciej Kozina.
– Co trzeba było zrobić, żeby dostać się na staż do portugalskiego klubu z Lizbony?
– W Polsce działa „Stowarzyszenie Centrum Odkrywania Młodych Talentów”, które w swoich założeniach chce wspierać polskich trenerów. Udało się im nawiązać współpracę z Benfiką Lizbona i dzięki temu może wysyłać na staż piętnastu szkoleniowców z Polski do tego klubu. Należy dodać, że Benfika w zeszłym roku została sklasyfikowana przez UEFA jako szósty klub w Europie, po Realu Madryt, Bayernie Monachium, FC Barcelona, Manchesterze United i Chelsea Londyn. Dla mnie jest to pozytywne wyróżnienie, bo kandydatów było bardzo wielu, a mimo wszystko znalazłem się w tej piętnastce, która poleciała do Lizbony. Aby być wziętym pod uwagę, należało się zaaplikować w tym stowarzyszeniu. Na podstawie szkoleń, które się nabyło, organizacja stworzyła listę rankingową i wyselekcjonowała grupę trenerów. Jako jedyny jechałem z Górnego Śląska, a byli ze mną szkoleniowcy z Lechii Gdańsk, Śląska Wrocław, Arki Gdynia i Olimpii Grudziądz. Tym bardziej się cieszę, że byłem tam w gronie trenerów z klubów ekstraklasowych i pierwszoligowych. Wyjazd był podzielony na trzy turnusy po pięciu trenerów.
– A propos wspomnianej Lechii Gdańsk. W szerokiej kadrze Benfiki Lizbona jest były piłkarz tego klubu – Paweł Dawidowicz. Miał pan okazję się z nim spotkać?
– Rozmawialiśmy z Pawłem. Oczywiście bardzo dużo pytań padło z mojej strony, bo chciałem zobaczyć jak to wygląda od strony zawodnika. Dawidowicz obijał się o pierwszą drużynę, a w momencie naszego pobytu wracał po kontuzji i miał treningi indywidualne, ale tuż przed naszym wylotem uczestniczył już bezpośrednio w drugiej drużynie w treningu przedmeczowym. Na arenie polskiej był to wybijający się zawodnik, Benfika zapłaciła za niego około 2 miliony euro.
– O co pan pytał Dawidowicza?
– Ogólnie jak kształtują siłę, jak odbiera swój pobyt w Benfice, dlaczego jest taka, a nie inna jego sytuacja w klubie. Pytałem o sprawy stricte techniczne, trenerskie oraz zawodnicze, co jest przyczyną, że na tę chwilę nie przebija się do pierwszego składu itd.
– Jak tłumaczył swoją nieobecność w podstawowej kadrze Benfiki?
– Nieznajomościę języka obcego, w szczególności portugalskiego. Paweł opowiadał jak trener Benfiki Jorge Jesus mówi tylko w swoim języku na treningach i nawet jak lecą w kierunku piłkarzy niecenzuralne słowa, to na szczęście Paweł ich nie rozumie, więc ma spokój. Po angielsku praktycznie tam nie mówią na treningach, więc tym trudniej jest przebić się naszemu piłkarzowi. Rozmawialiśmy z dyrektorami sportowymi akademii i póki co Dawidowicza nie skreślają, nie będą go też raczej wypożyczać czy też sprzedawać, bo do tej pory nie pokazał na co go stać. Zaczął zbierać dobre recenzje i dostał kontuzji, więc na razie nie chcą się go pozbywać.
– Jak wyglądał przykładowy dzień pobytu w Portugalii?
– Harmonogram zajęć każdego dnia był bardzo interesujący. Mieliśmy do obserwacji kilka zajęć praktycznych, przeplecionych zajęciami teoretycznymi z ludźmi pracującymi w akademii np. trenerami, analitykami, ludźmi odpowiedzialnymi za przygotowanie fizyczne, skauting, osobami prowadzącymi szkoły sportowe w Benfice, a także osobami odpowiadającymi za organizację wyselekcjonowanych zajęć dla najlepszych zawodników danej kategorii wiekowej czy też osobami zajmującymi się suplementacją i odżywianiem.
– A była możliwość podglądania treningu seniorskiego, bądź też spotkania się z pierwszą drużyną Benfiki?
– Mimo zaplanowanych obserwacji tylko grup młodzieżowych, udało się nam zobaczyć treningi seniorów: fragmenty treningu pierwszego zespołu oraz drużyny rezerw. Spotykaliśmy zawodników pierwszej drużyny w ośrodku, gdzie czasem z nimi mijaliśmy się, gdy mieli tam treningi oraz kilka razy wspólnie jedliśmy obiady.
– Jaka jest największa wartość, którą trener wyniósł ze stażu i mógłby przenieść na juniorów Unii?
– Jest to z pewnością trudne, bo baza jaką dysponuje Benfika i jakość zawodników nie tylko Unii, ale też tych ze Śląska różni się wielokrotnie od naszej rzeczywistości. Tam selekcja rozpoczyna się od najniższego etapu gdzie Benfika ma swoje szkółki w różnych częściach państwa. Start w danym roczniku zaczyna się od około 5 tysięcy zawodników z których wybierają tych najlepszych. U nas w klubie, mieście czy nawet okolicznych miejscowościach nie sklecimy nawet trzystu osób. Można jednak nauczyć naszych chłopców podejścia do treningu. Nie ma tam takiego napinania się jak u nas. Większość zajęć jest prowadzona w sposób bardziej uświadamiający zawodnika. Systematycznie wszyscy pracują, bo ich celem jest pierwsza drużyna albo jeden z czołowych zespołów europejskich.
– Znał się pan z którymś z polskich trenerów wcześniej?
– Nie były to dla mnie anonimowe osoby. Część znałem ze szkoleń i z trenerskich studiów w Warszawie.
– Są to przyjaźnie, które mogą zaprocentować w przyszłości ciekawymi turniejami z mocnymi drużynami?
– Koledzy wykazali chęć współpracy. Mamy ze sobą kontakt. Długo dyskutowaliśmy ze sobą na temat pracy w swoich klubach. Porównywaliśmy nasze realia do tych portugalskich. Nawet przedstawiciele klubów ekstraklasowych mieli problemy, żeby odnieść się do warunków jakie są w Benfice.
– Jak współtowarzysze wyjazdu odbierali pana, jak trenera z niższej ligi?
– Na miejscu traktowali ludzi na podstawie nie tego gdzie kto pracuje, tylko jaką wiedzę posiada. Z kolei wśród trenerów, z którymi tam pojechałem, byłem jedynym, który pracował z seniorami. Reszta zajmuje się grupami młodzieżowymi i naborowymi. Warunkiem tego stażu była tylko i wyłącznie obserwacja grup młodzieżowych.
– Gdzie trener chciałby zawitać na kolejny staż?
– W grupach młodzieżowych niekoniecznie wielki klub musi oznaczać świetną pracę z młodzieżą. Będąc ostatnio na kursokonferencji udało mi się nawiązać kontakt z jednym z trenerów z Anglii, więc być może w przyszłości tam uda się pojechać na staż.
– Jakie kwalifikacje zadecydowały o tym, że pojechał pan na staż do Lizbony?
– Posiadam licencję trenera UEFA A i trenera pierwszej klasy. To miało duży wpływ, a ze mną był tylko jeden chłopak, który posiadał tego typu kwalifikacje. Pozostali trenerzy są w trakcie poszerzenia swoich kwalifikacji. Ogólnie pojechały osoby, które były najwyżej w rankingu.
– W trakcie pobytu był pan na wielu meczach. Czy udało się obserwować spotkanie seniorów Benfiki?
– Mieliśmy okazję być na meczu Pucharu Portugalii pomiędzy Benfiką i Moreirense wygranym przez gospodarzy 4:1. Byliśmy także na Lidze Mistrzów. Benfika poleciała na mecz do Petersburga, a my udaliśmy się na spotkanie lokalnego rywala Sportingu Lizbona z Mariborem, podczas którego zgasły światła. Mecz wznowiono po niespełna godzinie. Warto było tam być chociażby po to, aby zobaczyć pięknego gola Naniego. To, co zrobił z obrońcami Mariboru na długo zapisze się w historii.
– Nie żal było, że był to mecz Sportingu z Mariborem, a nie z Legią Warszawa? Mógł być, gdyby mistrz Polski nie został usunięty podczas eliminacji Ligi Mistrzów. W to miejsce trafił Maribor.
– Nawet gdyby była Legia w tej grupie to terminarz różnie mógł się ułożyć i np. trafilibyśmy na mecz Sporting – Chelsea. Można gdybać. Mecz jest meczem. Czasem dwie przeciętne drużyny tworzą bardzo ciekawe widowisko, a dwie wielkie marki – słabe.
– Jest pan kibicem Manchesteru United. Teraz będzie pan trzymał kciuki także za Benfikę?
– Kiedyś troszeczkę kibicowałem Benfice, bo był to specyficzny klub. Zawsze podobało mi się, że ich symbol – orzeł, na każdym meczu leci wokół stadionu i jest to u nich tradycją.
– Był czas na zwiedzanie Lizbony?
– Był, aczkolwiek wtedy kiedy mieliśmy wygospodarowany czas to tego dnia padał deszcz i zwiedzanie nieco sobie odpuściliśmy. Woleliśmy pojechać zobaczyć mecz którejś z kategorii wiekowych. Zobaczyliśmy Lizbonę i Almadę. Mieszkaliśmy nieopodal oceanu, przebywaliśmy w ładnym miejscu.