Niedziela, 22 grudnia 2024

imieniny: Honoraty, Zenona, Franciszki

RSS

Trener Łamatora: zrobię z dziecka zawodnika

05.06.2015 07:19 | 0 komentarzy | MAD

W CZTERY OCZY – O najmłodszych zawodnikach raciborskiego „Łamatora” i o tym co z nich wyrośnie z trenerem Michałem Musiołem rozmawiał Wojciech Kowalczyk.

Trener Łamatora: zrobię z dziecka zawodnika
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Trenowanie dzieci to ciężki kawałek chleba. Są bezkompromisowe, żywiołowe i do bólu szczere. Zajęcia z nimi należą do specyficznych, a każdy trener musi posiadać listę zasad, od których nie wprowadza odstępstw. Przez lata bywałem na treningach młodych sportowców wielu dyscyplin, w tym sportów walki, ale żaden nie urzekł mnie swoją otwartością i dobrą energią tak jak ten przy ulicy Żółkiewskiego, gdzie pod czujnym okiem Michała Musioła szkolą się najmłodsi „Łamatorzy”. Dzieciaki emanowały optymizmem i spokojem, a do zajęć podchodziły z pokorą, bez zbędnego marudzenia. Treningi traktują na razie jak zabawę, ale, jak zapewnia trener, na naszych oczach szkolą się stuprocentowi zawodnicy.

- Co daje dzieciom taki trening?

- Wiele pozytywów. Zacznijmy od ogromnej frajdy i satysfakcji. To okazja, aby się wybawiły, a jednocześnie wyszalały i zostawiły negatywne emocje na sali. Dla nich to wciąż zabawa, możliwość poznania nowych osób. Każde z tych dzieci jest energiczne i kreatywne, co pozwala mi prowadzić ciekawe treningi. Rodzice doceniają nasze spotkania na macie między innymi za to, że – jak mówią – ich pociecha wraca do domu i nie rozrabia, bo po treningu nie ma już na to siły. To dla mnie najlepszy komplement. Poza tym zajęcia są prowadzone tak, aby wpływały na ogólny rozwój adepta. Moi podopieczni są teraz w bardzo ważnym wieku-szybko chłoną wiedzę i budują w sobie nowe, kluczowe w późniejszym życiu umiejętności. Poprzez różnorodność ćwiczeń, ogrom gier i zabaw, staram się wpoić im dobre nawyki. Można powiedzieć, że rozwijają się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie oraz emocjonalnie.

- Emocjonalnie, czyli jak?

- Zawsze powtarzam, że takie zajęcia niesamowicie rozwijają umysł i ogólną postawę życiową. Dziecko staje się odporniejsze na stres, odważniejsze, potrafi dosyć szybko i świadomie podejmować decyzje. Nabywa także pokory, bo jeśli coś nie wyjdzie na treningu, zaczyna rozumieć, że to nie takie proste jak się wydaje i trzeba się jeszcze bardziej starać. Moi podopieczni z każdym kolejnym spotkaniem stają się bardziej ambitni i to nie tylko na polu sportowym. Staram się również zwracać ich uwagę w kierunku nauki. Niektórzy wzbudzają mój podziw, bo rewelacyjnie łączą funkcjonowanie na obu tych płaszczyznach.

- Co jest najważniejsze w czasie zajęć?

- Bezpieczeństwo ćwiczących. Ani na moment nie spuszczam dzieci z oczu, sprawuję pieczę nad każdym etapem treningu. Dobieram ćwiczenia tak, aby były jak najmniej inwazyjne dla zdrowia zawodnika. Trening rozpoczynam od rozgrzewki, później jest czas na krótkie gry i zabawy ruchowe z elementami sportów walki i nie tylko. Zajęcia zamykam nauką typowych dla jiu-jitsu technik oraz walkami.

- Dzieci rozumieją już, jaki jest cel wykonywania danej techniki?

- Powiedziałbym, że na razie działają poprzez naśladownictwo. To znaczy: ja prezentuję dany element czy technikę, a one starają się ją wykonać podobnie. Dla nich to jednak pewna nowość, do której dojrzewają. Nie muszą jeszcze rozumieć wszystkiego, ale ważne, aby nabyły pewne nawyki i zaczęły funkcjonować instynktownie. Poprzez gry i zabawy ruchowe oraz odpowiednie ćwiczenia wprowadzam je do świata brazylijskiego jiu-jitsu. Inaczej jest w przypadku dzieci z grupy zaawansowanej-one w większości znają celowość poszczególnych technik.

- Czego dokładnie ich uczycie?

- Bezpiecznego upadania na matę, umiejętnego poruszania się w pozycjach dominujących, ucieczki z pozycji zagrożenia, różnego rodzaju dźwigni, wnikliwego obserwowania ruchów przeciwnika… Długo można byłoby mówić, jednak najważniejsze jest w tym wszystkim to, że są aktywne. W czasach, gdy chorobą wielu społeczeństw jest otyłość i brak ruchu, to naprawdę dużo znaczy.

- Co zrobić, aby nie znudziły się treningiem?

- Ciągle zmieniać jego plan, wprowadzać nowe elementy i manewrować rytmem zajęć. Aby nie straciły koncentracji, robię im walki w różnych, czasem nieznanym im, pozycjach. Dzieci motywuje także zdrowa rywalizacja, wtedy czują, że o coś walczą.

 

- Wydaje mi się, że z czym jak z czym, ale z rywalizacją sportową są za pan brat. Bierzecie przecież udział w wielu turniejach.

- To prawda. Polski Związek Ju-jitsu przy współpracy ze Śląskim Związkiem Ju-jitsu organizuje raz miesiącu turnieje w ramach Ogólnopolskiej Ligi Dzieci i Młodzieży w Ju-jitsu Sportowym. Tam mamy do czynienia z pewną imitacją profesjonalnych walk, dzieci w wieku przedszkolnym walczą bowiem jeszcze z kolan. Ich starsi koledzy z kolei konfrontują się już na zasadach zbliżonych do brazylijskiego jiu jitsu. Ale nie zmienia to faktu, że dla naszych podopiecznych to ogromne wydarzenie, twórczy stres, czasem gorycz porażki, czasem radość. Ogólnie: cała mieszanka emocje. Świetne jest to, że w poszczególnych kategoriach wiekowych i wagowych jest tylu zawodników, że praktycznie prawie każdy z nich przyjeżdża z turnieju z medalem, który jest nie tylko wyróżnieniem, ale i motywacją do dalszej pracy.

- Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu zajęć?

- Po pierwsze to że dzieci niczego nie udają i walą prawdą między oczy. Po drugie, nie można wrzucać wszystkich do jednego worka i tyle samo wymagać. Bardzo często do każdego z nich należy podejść indywidualnie. Trener musi czuć spoczywającą na jego barkach odpowiedzialność. Nie możemy popełnić „błędu w sztuce”, czyli nauczyć dziecko, które wcześniej nie miało nic wspólnego ze sportami walki, złych nawyków. Bo później temu dzieciakowi będzie trudno wyplewić błędne przyzwyczajenia. My tych zawodników szkolimy od podstaw.

- Zdarzają się kontuzje?

- Raczej nie, to wbrew pozorom bezpieczny sport dla dzieci. Z ręką na sercu powiem panu, że w czasie ostatnich lat miałem na treningu zaledwie kilka lekkich urazów typu drobne stłuczenie czy skręcenie kostki. Nie ma poważnych kontuzji, bo to sport bez uderzeń, wykorzystujemy praktycznie same chwyty. Od czasu do czasu wprowadzę dźwignie, ale dzieci wiedzą, że gdy zaczyna boleć, muszą szybko odklepać, czym dają znak rywalowi, aby rozluźnił chwyt.

- Obecnie, w dwóch prowadzonych przez pana grupach ćwiczy blisko 50 osób. Wiele rezygnuje?

- Przeciwnie, co chwilę dostaję telefon od któregoś z rodziców z pytaniem, czy można jeszcze zapisać dziecko. Ci którzy trenują i rezygnują, robią to zazwyczaj z powodu tego, że nie odnaleźli się do końca w brazylijskim ju-jitsu i chcą spróbować czegoś nowego. Rozumiem to. Uważam, ze dziecko w takim wieku powinno samo wybrać to, co go interesuje. Byle odczuwało z tego powodu radość.

- Ile lat ma najmłodszy trenujący?

- Do grupy młodszej należą dzieci w wieku 6-12 lat, po roku każdy przechodzi do grupy zaawansowanej, nazywanej przez nas zawodniczą. Później, gdy osiągnie odpowiednią sprawność i wiek, może zacząć chodzić do grupy dorosłych prowadzonej przez Tomka Jabłonkę.

- Jak ważna jest w tym wszystkim relacja dziecko-trener-rodzic?

- Najważniejsza. Musi nastąpić wzajemne zrozumienie. U nas nigdy nie było z tym problemów, bo, jak pan widzi, rodzice przywożą swoje pociechy na salę, czekają na nie obserwując cały trening, robią zdjęcia, rozmawiają. Cieszę się, że stworzyliśmy taką sportową „rodzinę”.

Często rodzice przychodzą do mnie z jakimś problemem dotyczącym dziecka, chcą, aby je do czegoś przekonał albo coś wytłumaczył. Mówią, że trener jest dla niego większym autorytetem. To bardzo miłe, że w parze z samym treningiem idzie w pewnym sensie wychowanie takiego młodego człowieka.

- W „Łamatorze” trenują całe rodziny?

- Tak, zdarza się, że rodzice którzy trenują bądź trenowali, przyprowadzają swoje dzieci. Świetnym zjawiskiem jest też to, że chłopcy, którzy kilka lat temu zaczynali przygodę ze sportami walki w grupie najmłodszych, ćwiczą obecnie razem z dorosłymi. Mam ogromne szczęście, że mogłem obserwować cały proces ich szkolenia, a także satysfakcję, że związali się z ju-jitsu na dłużej, a kto wie - być może na całe życie.