Z Arturem Fajkisem, trenerem w sekcji szermierczej RMKS Rybnik oraz opiekunem młodzieżowej kadry narodowej rozmawiamy o niedawnym wyjeździe do południowokoreańskiego miasta Gwangju, gdzie odbywała się Uniwersjada.
Kuba Pochwyt: Zacznijmy od tego, że kilka dni temu wrócił pan z bardzo dalekiej podróży.
Artur Fajkis: Zgadza się, 28 czerwca wyjechałem do Korei Południowej na dwudziestą ósmą w historii Uniwersjadę, którą można też nazwać mistrzostwami świata studentów. Jest to impreza organizowana cyklicznie, co dwa lata, pomiędzy Igrzyskami Olimpijskimi. Dlatego też większość zawodników jadących na Olimpiadę, znajduje się także na Uniwersjadzie.
Jaka była pana rola w tej imprezie?
Jechałem tam w charakterze trenera polskiej reprezentacji w szpadzie mężczyzn. W sumie nasz kraj reprezentowało 158 zawodników we wszystkich dyscyplinach, a jeśli chodzi o samą szermierkę, to były to razem 22 osoby zarówno w szabli, florecie jak i szpadzie. Ja opiekowałem się właśnie szpadą męską z racji tego, że jestem również trenerem młodzieżowej kadry narodowej.
Co udało się wywalczyć?
Jeśli chodzi o naszą dyscyplinę sportu, czyli szermierkę, to zdobyliśmy jeden brązowy medal, który w szabli wywalczyła Marta Puda. Cieszy nas natomiast dużo miejsc punktowanych, bo trzykrotnie zajmowaliśmy czwarte miejsce, a było też wiele wyników w najlepszych ósemkach turnieju. Także wyjazd można zaliczyć do udanych. Co prawda nie zdobyliśmy tam tylu medali, ile zakładaliśmy, bo liczyliśmy co najmniej na trzy, no ale w decydujących momentach często przegrywaliśmy o jedno czy dwa trafienia i zajmowaliśmy te najgorsze dla sportowca czwarte miejsca.
Nie był pan jedynym rybniczaninem na Uniwersjadzie w Korei.
Nie byłem sam, bo spotkałem tam dwóch reprezentantów judo z Polonii Rybnik, a więc Anię Borowską i Piotrka Kuczerę. Myślę, że o wyniki to trzeba ich zapytać. Nie wywalczyli medali, ale na pewno zdobyli cenne doświadczenia na tak wielkiej imprezie, chyba drugiej co do ilości dyscyplin. Na Uniwersjadzie byli reprezentanci 170 krajów, w sumie ponad 5 tysięcy zawodników.
Miał pan czas, by choć trochę zwiedzić ten egzotyczny dla nas kraj?
Do Korei lecieliśmy ponad 30 godzin. Na miejscu byłem dwa tygodnie, zaś starty szermierzy trwały dwa dni, także miałem sporo czasu, żeby pozwiedzać. Organizator zapewnił nam różne wycieczki, także mogliśmy zwiedzić zarówno bliższą jak i dalszą okolicę Gwangju, czyli miasta, w którym Uniwersjada się odbywała.
Co najmocniej utkwiło panu w pamięci?
Przede wszystkim zapamiętam samą imprezę, ponieważ pierwszy raz byłem na tak dużych zawodach, które były chyba tak samo zorganizowane jak Igrzyska Olimpijskie. Zapamiętam bardzo fajne otwarcie, a także typowe koreańskie budowle, które wcześniej widziałem tylko na obrazku. Miałem okazję zobaczyć tamtejszą wioskę, sanktuaria czy zamek.
A co można powiedzieć o tamtejszych mieszkańcach?
Powiem szczerze, że byłem bardzo zaskoczony, ponieważ tak uśmiechniętego narodu jeszcze nie widziałem. Ludzie byli bardzo życzliwi. We wszystkim nam pomagano. Mieszkańcy byli w pełni zaangażowani w tą imprezę. Wydarzenie organizowane na taką skalę wymaga bowiem potężnej ilości wolontariuszy i koordynacji całego miasta. A Gwangju to jedno z większych miast w Korei Południowej, liczące półtora miliona mieszkańców.
Czy jest szansa, że na kolejnej Uniwersjadzie zobaczymy kogoś z rybnickich szpadzistów?
W zasadzie na tą imprezę do Gwangju mogła pojechać Anna Mroszczak, bo spełniła wszystkie kryteria jeśli chodzi o wyniki, no ale nie jest jeszcze studentką. I to była bariera nie do przejścia. Ania studentką będzie dopiero za rok, kiedy zda maturę i wtedy, mając właściwy „papier" w ręku, będzie mogła wystartować. A następna Uniwersjada odbędzie się w 2017 roku Tajpej w Tajlandii. Myślę, że tam wystartuje pierwsza w historii zawodniczka z Rybnika jeśli chodzi o szermierkę.