Szef ze stali. Mariusz Brześniowski
W klubie sportowym drugiego co do wielkości miasta powiatu raciborskiego – Stali Kuźnia Raciborska zmienił się zarząd, a także osoba kierująca klubem. Długoletniego działacza i prezesa 55-letniego Ryszarda Węglarza zmienił jego rówieśnik Mariusz Brześniowski. Z nowym prezesem KS Stal poruszamy tematy ważne dla klubu, także te niewygodne.
- Dlaczego zdecydował się pan ubiegać o stanowisko prezesa klubu? Są to duże obowiązki, spore oczekiwania kibiców, a obecnie możliwości rozwoju tego klubu raczej małe...
- Wszystko zawsze zależy od tego jakie będzie wsparcie. Sam prezes bez pracowników czy też działaczy nic nie zrobi. Jestem kuźnianinem od urodzenia, w tym klubie grałem w piłkę ręczną, kontynuuję także tradycje, bo w pewnym okresie długoletnim prezesem i działaczem tego klubu był mój ojciec. Ponadto od pewnego czasu uczestniczę w życiu tego klubu - świadczę usługi transportowe, więc dowożę piłkarzy na mecze. Wiedziałem co się w klubie dzieje i co trzeba zmienić. Chciałem zostać prezesem i cieszę się, że nim jestem.
- Od lat problemem klubu zdaje się być brak chętnych do działania w klubie. Skąd tak małe zainteresowanie?
- W Kuźni jest trudno pozyskać działaczy, w szczególności społecznie. Jest zupełnie inaczej niż na wsi, gdzie ludzie się garną do pomocy, bo wiedzą, że działają dla wspólnego dobra. To widać także po naszych kibicach. Mamy piękny stadion, warunki na nim się bardzo poprawiły, a sympatyków piłki na trybunach jest coraz mniej. Z nadzieją patrzyliśmy na frekwencję tuż po otwarciu stadionu, gdzie zapełniała się niemalże cała trybuna. Niestety z czasem widownia stawała się coraz mniejsza. Ludzie z ciekawości pooglądali i już więcej nie wrócili. To takie typowe dla tego miasta.
- Od kilku lat mieszka pan w Raciborzu. Dlaczego jednak wybrał pan "prezesowanie" w Stali Kuźnia niż w Unii Racibórz? Tam prezesa nie ma już od ponad roku...
- Odpowiadając żartobliwie mogę powiedzieć, że nikt mi takiej posady nie zaproponował (śmiech). Do Kuźni czuję sentyment. Z tym miastem jestem związany całe życie zarówno zawodowo jak i sportowo. Chciałem utrzymać kontakt z tą miejscowością i tym społeczeństwem.
- Jest pan pedagogiem. Wiele lat spędzonych jako dyrektor, wychowawca i nauczyciel w tutejszych szkołach. Jak to się może przełożyć na klub?
- Już to zaczyna się przekładać, bo mam pewne nawyki. Są pewne rzeczy na które nie mogę się zgodzić jako pedagog. Mamy sporą zmianę pokoleniową w drużynie seniorskiej, dużo doświadczonych zawodników zrezygnowało z gry z powodów prywatnych i sportowych. Jest to dobry czas, żeby wykorzystać go wychowawczo. Po rozmowie z nową reprezentacją drużyny postanowiliśmy, że kończymy z piciem alkoholu po meczach.
- Zamiast piwa będzie soczek?
- To nie jest żadna tajemnica, że zawodnicy w różnych klubach po rozegranych spotkaniach dostają piwo. Sporo naszych piłkarzy jest niepełnoletnich, więc alkohol w ogóle nie wchodzi w grę. Na zakończeniu sezonu na stole pojawiły się soki i inne napoje prozdrowotne. Młodzież to zaakceptowała i nie było żadnych wyrazów niechęci z tego powodu, a propozycja została przyjęta ze zrozumieniem nawet przez tych starszych, którzy do tej pory korzystali z napojów procentowych po meczach. W trakcie meczów wodę chcę zamienić na izotoniki, które będą wartościowszym uzupełnieniem dla organizmu niż sama woda.
- Jakie jeszcze elementy wychowawcze chce pan zastosować?
- Ustaliliśmy regulamin zachowań. Najważniejsze jest to, że stawiamy na pracę na treningach. Bardzo ważna jest punktualność zarówno na treningu jak w meczach rozgrywanych u siebie czy też zbiórkach na spotkania wyjazdowe. To była pięta achillesowa poprzedniej drużyny. Momentami było denerwujące, że dziesięciu zawodników czekało na jednego spóźnionego, który przychodził z półgodzinnym opóźnieniem popalając sobie po drodze papierosa.
- Będą kary za spóźnienia?
- Tak. Ustaliliśmy, że za każdą minutę spóźnienia zawodnik będzie płacił złotówkę. Piłkarze sobie przeliczą, że dzięki nie spóźnianiu się mogą później otrzymać wyższe gratyfikacje za mecze, a nie wydawać na kary.
- Trochę zmian już mamy. Czy coś jeszcze jest w planach?
- Chcę poprawić również zachowanie na boisku. Uświadomiłem chłopakom, że przez żółte i czerwone kartki klub traci dużo pieniędzy, które można zupełnie inaczej wykorzystać. Jak podliczyliśmy ile trzeba było zapłacić za kartki z ubiegłego sezonu to stwierdziliśmy, że kwota jest szokująca, bo wynosi kilka tysięcy złotych. Możemy płacić za kartki, ale zawodnicy nie dostaną tych pieniędzy w sprzęcie. Pieniądz jest jeden i można wydać go na różne sposoby. Za pyskówki na boisku, kłótnie między sobą lub nieodpowiedzialne zachowanie spowodowane winą zawodnika karę finansową będzie ponosił sam piłkarz. Klub będzie płacił tylko za uzasadnione faule czy też zachowania, po których zawodnik otrzymał kartkę.
- Poprzedni prezes Ryszard Węglarz był na emeryturze, więc miał dużo czasu. Ile czasu pan może poświęcić temu klubowi?
- Tyle ile będzie potrzeba. Tu nie chodzi o to, żeby siedzieć w tym klubie i mówić ja tu siedzę i jestem. Ta praca nie polega na siedzeniu, tylko na wykonywaniu konkretnych czynności. Jeżeli uda się dobrze pokierować współpracownikami to moja obecność nie zawsze jest tu potrzebna. Natomiast w każdej chwili będę do dyspozycji. W związku z tym, że skorzystam z wcześniejszych świadczeń dla nauczycieli, to też przestaje pracować, więc dla klubu mogę być dyspozycyjny codziennie. Klub ma dobrze funkcjonować i wszystkie sprawy mają być załatwione na bieżąco. Na tym moim zdaniem polega prezesowanie.
- Kuźnia Raciborska ma najnowocześniejszy jak nie najpiękniejszy stadion w powiecie raciborskim. Jak wykorzystać potencjał tego obiektu? Dla niektórych jest on za duży...
- Malkontenci zawsze się znajdą. Jednak skoro już mamy ten stadion to trzeba go należycie wykorzystać. Jest problem, gdyż my jako klub jesteśmy podnajmującymi ten stadion. Właścicielem jest Urząd Miasta, a jednostką zarządzającą jest Miejski Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji. To MOKSiR za wszystko odpowiada. Zarabiać na tym stadionie też póki co nie możemy, bo obowiązuje pięcioletnia karencja, gdyż obiekt został wyremontowany z funduszy europejskich. Nie biletujemy zatem od pewnego czasu wejścia na mecze, natomiast prowadzimy sprzedaż tzw. cegiełek, czyli dobrowolnego wspierania klubu. Oczywiście jak to w Kuźni dochodzi do śmieszności, bo niektórzy z naszych "pseudokibiców" wchodzą za darmo, albo płacą symbolicznie 10, 15 groszy... To świadczy o naszych kibicach i zainteresowaniu klubem. Co warto podkreślić, wszyscy kibice przyjezdni bez problemu wrzucają datki, bo wiedzą, że jest to coś normalnego w działalności klubu. W Kuźni zawsze się na ten temat dyskutuje, dlaczego tyle pieniędzy trzeba płacić, po co itd.
- Zakładając, że ten pięcioletni okres już minął...
- Mamy obiekt z dużymi trybunami, pełnowymiarową zadbaną płytą, więc jesteśmy przygotowani do goszczenia klubów z wyższych lig. Niekoniecznie mam na myśli rozgrywanie meczów, ale można byłoby wynajmować ten stadion pod organizację obozów treningowych, tym bardziej, że w pobliżu mamy piękny las, co jest dodatkowym atutem dla sportowców, a o bazie hotelowej zawsze można porozmawiać. Poprzedniej władzy proponowałem również zorganizowanie turnieju drużyn z gmin cysterskich, co nawet było wpisane w program starania się o środki zewnętrzne na remont stadionu. Dla drużyny taka integracja z innymi to rozwój i możliwość poznania nowych miejsc. Innym turniejem mogłyby być zawody dla ludzi zakładów pracy. Takich pomysłów można mnożyć. Dużo do powiedzenia może mieć MOKSiR, który na stadionie organizuje imprezy kulturalne jak "Zakończenie Lata" czy też sportowe jak "Kuźniański Półmaraton Leśny". Organizacja wszelkiego typu imprez wymaga również pewnego zrozumienia ze strony władz, sami nic nie osiągniemy, więc dobrze jak miasto będzie nas wspierać, a przynajmniej nie przeszkadzać.
- Na co stać obecny budżet Stali?
- Mimo, że jest to typowy klub amatorski, to bez pieniędzy nie ma możliwości funkcjonowania. Nie chcę mówić, że pieniędzy nie ma. Owszem są, miasto się bardzo stara, żeby wspierać klub i z tego co mogę porównać z innymi gminami, sport u nas jest dobrze finansowany. Mam nadzieję, że nasz klub stać na coraz więcej. Jednym z uwarunkowań programu remontu stadionu było stworzenie etatów dla trenera i gospodarza obiektu. Miały to być pełne etaty. Nie wiem jak to się stało, że obecnie są po 3/4 etatu, ale nie chce rozstrzygać gdzie zniknęło pół etatu. W moim przekonaniu jest to niedotrzymanie warunków umowy pomiędzy miastem, a Urzędem Marszałkowskim. Niemniej nawet te 3/4 etatu dla nas jest bardzo dużo, bo zarówno trener jak i gospodarz mają zapewnione środki na pięć lat. Dla klubu są to potężne pieniądze, których nie musi wydawać ze swojego budżetu. Zaoszczędzone środki możemy wydać na bazę sprzętową. Mam nadzieję, że pieniądze na etaty, które nam się należały, nie zostaną odebrane przy okazji następnej transzy dotacji przyznawanej na klub, bo byłoby to kompletnie bez sensu. Niczego taka sytuacja nie zmieniłaby w klubie, a wręcz pogorszyła. Nie o to chodzi, żeby rozwijać infrastrukturę stadionu, a niszczyć klub, bo wtedy może dojść do sytuacji, że będziemy mieć piękny stadion, ale nie będzie miał na nim kto grać.
- Preferuje pan granie młodzieżą, niż budowanie szybkiego sukcesu za pomocą "ściągania" lepszych zawodników jak przed piętnastoma laty za czasów drużyny sponsorowanej przez Maxpol. Lepiej grać swoimi?
- Dla mnie najważniejsze jest, aby jak najwięcej ludzi w Kuźni żyło sportowo. To było również jednym z celów programu remontu stadionu. Wczesne wychowanie sportowe przełoży się na późniejszą kondycję fizyczną i zdrowotną mieszkańców. Celem jest przyciągnięcie jak największej grupy dzieci i młodzieży. Do klubu może przyjść każdy, ale to rodzice zdecydują czy dziecko będzie miało możliwość rozwoju sportowego. Widzę jednak problem, bo niewielu rodziców interesuje się tym co robią ich dzieci w czasie wolnym, a nawet jeśli wiedzą, że są na treningu, to kompletnie ich to nie obchodzi. Transportuje tych małych zawodników i widzę, że nawet na zbiórkę dzieci przychodzą same i nikt ich nie odbiera jak wracamy z meczu. Dziecko po meczu może sobie pójść wszędzie, coś się może stać, a rodziców to nie obchodzi. W Raciborzu często rodzice płacą za szkolenie i na meczu tych dzieci są praktycznie wszyscy opiekunowie jako kibice będący ich psychicznym wsparciem. Myślę, że jest wiele do zrobienia na tym polu, aby poprawić obecny stan.
- Co zrobić, żeby zaangażować większą liczbę ludzi w tym klubie?
- Bardzo dobre pytanie. Na pewno trzeba się cały czas starać o tych ludzi. Plotki, bądź wiadomości, które krążą w drugim obiegu na temat klubu nie są przychylne. Nawet mieszkając w Raciborzu słyszę negatywne opinie na temat Stali. Zresztą to jest naszą cechą narodową, że szybciej dostrzeżemy to co jest negatywne niż pozytywne. Najczęściej klub obrażany jest przez anonimowe osoby w internecie, a sami zainteresowani nie są w stanie odpowiedzieć, bo komu jeśli pisze anonim? Wracając do pytania, to do klubu może przyjść każdy, który chce działać dla dobra klubu. Osobiście mogę tylko zaprosić do współpracy, a nieprzekonanych, nie przekonam, bo jest to trudne zadanie. Wielu osobom niestety wydaje się, że działalność klubowa to taka, która przynosi zyski. Spotykam ludzi, którzy chcą wyłożyć pieniądze, a potem pytają ile można na tym zarobić? Prawda jest taka, że tu się tylko dokłada.
- Kiedy Stal wróci do Okręgówki? Czy w ogóle jest taka potrzeba?
- Czy jest taka potrzeba, to muszą określić się kibice. Bo z zainteresowania wynika, żeby w ogóle nie ma takiej potrzeby. Dużo będzie zależało od aktualnej kadry. Awanse do okręgówek obecnie biorą się ze sprowadzania przez kluby lepszych zawodników z zewnątrz. Dzisiaj sport amatorski to jest tylko przykrywka, każde sprowadzenie zawodnika z innej miejscowości to są większe lub mniejsze pieniądze. Niektóre drużyny ściągają kilkunastu zawodników, a za tym idzie potężny zastrzyk finansowy szczególnie od sponsorów. U nas na to się nie zanosi.
- W zawodnikach z Kuźni jest duży potencjał?
- Zawsze taki jest i był. To prawie sześciotysięczne miasteczko w którym dzieci jest na tyle, że w każdym roczniku można robić nabór do zespołu. Inne kluby jak np. Unia Racibórz zwracają się często do nas w celu odkupienia zawodnika. A przecież w kilkukrotnie większym mieście nie powinno być problemu z naborem dzieci. Ostatnio dowiedziałem się, że piłkarz z Kuźni, nasz wychowanek, Marcin Stasiowski ostatnio grający w Nędzy idzie do drugoligowej Odry Opole. Kilku naszych wychowanków gra również w czwartej lidze czy okręgówce, więc potencjał sportowy tego miasta jest bardzo duży i tym należy się szczycić. Działalność tego klubu nie idzie na marne i nie jest tak, że jest tutaj tylko źle.
- Czy jest problem z grupą kibiców i czy trzeba go rozwiązywać? Chodzi o tę najgłośniej dopingującą...
- To czy będzie trzeba go rozwiązywać to zależy od samych kibiców. Podchodzę do tematu, że każdemu trzeba dać jedną szansę. Chcę się skontaktować z "szefem" tych kibiców i porozmawiać. Jeśli grupa przyjmie warunki jakie zaproponuje i będą zachowywać się jak kibice, to nie widzę, żadnego problemu. Natomiast jeśli ekscesy nadal będą miały miejsce, to niestety, ale wprowadzimy imienny zakaz stadionowy z powiadomieniem policji i prokuratury. Jeżeli przyjęte reguły będą łamane, to konkretne osoby, będą musiały się liczyć z konsekwencjami prawnymi. Ale to jest ostateczność. Najpierw trzeba rozmawiać.
- Co będzie dla prezesa sukcesem?
- Nie zastanawiałem się nad tym. Przede wszystkim chcę poprawić wizerunek klubu i utrzymać to co jest, bo mamy dużo. Poprzednikom należą się gratulacje. Sukcesem wymiernym jest granie w wyższej lidze, ale na to będzie trzeba przynajmniej dwa lata popracować. Jeżeli uda się to zrobić w ciągu tej kadencji, to będzie to mój, ale także nasz wspólny sukces. Cele trzeba sobie stawiać i do nich dążyć.
Rozmawiał Maciej Kozina