Totalna dominacja Stelmetu. Bardzo słaba dyspozycja GTK
Stelmet nie musiał się zbytnio wysilać by ograć GTK Gliwice. Goście popełniali sporo prostych błędów, a tylko momenty dobrej gry to zdecydowanie za mało, by skutecznie rywalizować z zespołem prowadzonym przez Igora Jovovicia. Ostatecznie gospodarze wygrali 104:76.
Przed meczem można było się zastanawiać, czy gliwiczanom uda się zagrać tak dobre spotkanie jak 10 miesięcy temu, kiedy to GTK było o krok od zwycięstwa w Zielonej Górze. Szybko jednak okazało się, że tym razem to gospodarze zupełnie zdominują wydarzenia na parkiecie. Spora w tym zasługa gości, którzy popełniali juniorskie błędy w ataku, a i w obronie nie byli w stanie przeciwstawić się Stelmetowi, który grając prostą koszykówkę nie miał najmniejszych problemów z wypracowaniem sobie dogodnych pozycji do zdobywania punktów. Przyjezdni nie mieli pomysłu na to, jak powstrzymać Michała Sokołowskiego czy też Borisa Savovicia, który choć nominalnie jest zawodnikiem podkoszowym to z chęcią uciekał na obwód, gdzie raził kolejnymi celnymi rzutami z dystansu. Wydawać by się mogło, że sytuacja może ulec poprawie kiedy skuteczny Serb opuścił parkiet, ale niewiele gorzej prezentował się jego zmiennik, Żeljko Sakić. Reprezentant Chorwacji także prezentował szeroki repertuar zagrań w ataku i po jednej z jego licznych akcji zielonogórzanie zakończyli pierwszą kwartę rezultatem 26:12.
Rozpędzeni gospodarze po wznowieniu gry nadal prezentowali się wybornie. Przypomniał o sobie Przemysław Zamojski, który najpierw popisał się akcją 2+1, a następnie dołożył "trójkę". Kolejną dołożył Savović i było już 37:15. Trener Paweł Turkiewicz próbował coś zmienić w grze swojego zespołu i w końcu dzięki zawodnikom rezerwowym coś drgnęło w grze GTK. Swoje umiejętności strzeleckie zaczął pokazywać Riley LaChance. Zza łuku przymierzył też Piotr Robak i ponownie Amerykanin i było już tylko 41:28. Kto wie, jak potoczyłyby się dalej losy meczu, gdyby także w kolejnej próbie LaChance trafił. Piłka jednak wypadła z kosza i rozpoczął się kolejny dobry fragment miejscowych, którzy zanotowali serię 11:0 i do przerwy prowadzili już 52:28.
Gliwiczanom nie pomogła nawet przerwa. Po wznowieniu gry Stelmet nadal miał sporą ochotę na to, by powiększać dystans. Trafiali z dystansu kolejno: Savović, Zamojski i Sokołowski. I gdyby nie Kacper Radwański, który sam także trafił trzykrotnie zza łuku (61:42). Miejscowi w końcu jednak osiągnęli swój cel i za sprawą Savovicia i Filipa Matczaka odskoczyli na 26 punktów przewagi (73:47). Na więcej nie pozwolili: LaChance i Robak. Dobry fragment zanotował także Słupiński, który choć miał problemy na linii rzutów wolnych, to jednak z gry skutecznie powiększał dorobek swojego zespołu.
Początek ostatniej odsłony to ponownie totalna dominacja Stelmetu, a w zasadzie jednego zawodnika. Sokołowski trzy kolejne akcje zakończył wsadami, a kiedy dodatkowo z dystansu trafili: Zamojski i Jarosław Mokros było już 98:59. W tym momencie trener Igor Jovović uznał, że czas wpuścić na parkiet najmłodszych, czyli Kacprów: Mąkowskiego i Traczyka. To pomogło gliwiczanom zredukować rozmiary porażki. Dwa razy Myles Mack zabrał piłkę Mąkowskiemu i popędził samotnie na kosz. W polu trzech sekund skutecznie prezentował się Damonte Dodd i ostatecznie zielonogórzanie wygrali "tylko" 104:76.
Kolejny mecz GTK zagra na własnym parkiecie z AZS-em Koszalin 24 października (środa) o godz. 19.
Stelmet Enea BC Zielona Góra - GTK Gliwice 104:76 (26:12, 26:16, 29:29, 23:19)
Stelmet: Starks 2, Zamojski 12 (3x3), Sokołowski 15 (1x3), Savović 21 (4x3), Hrycaniuk 15 - Sakić 22 (2x3), Matczak 9, Mokros 7 (1x3), Mąkowski 1, DeVoe, Koszarek, Traczyk. Trener Igor JOVOVIĆ.
GTK: Mack 9, Radwański 15 (3x3), Piechowicz 1, Dawkins, Dodd 16 - LaChance 11 (3x3), Słupiński 11 (1x3), Robak 8 (1x3), Szlachetka 3, Kiwilsza 2, Dawdo, Kurbas. Trener Paweł TURKIEWICZ.
Biuro Prasowe GTK Gliwice