Grzegorz Kurdziel: Wiele drużyn drugiej ligi dociera się dopiero w trakcie sezonu [WYWIAD]
W kolejnej rozmowie z cyklu “Kolebka Futbolu” wziął udział Grzegorz Kurdziel, trener drugoligowego GKS-u Jastrzębie. Jak wygląda budowa drużyny? Dlaczego trener zdecydował się na ofertę z tego klubu? Jak duża różnica dzieli drugą ligę od pierwszej? Odpowiedzi na te pytania, a także na wiele innych, poniżej.
Bartłomiej Płonka (Futbol News): Panie trenerze, po jedenastu kolejkach drugiej ligi zajmujecie ósme miejsce mając na koncie szesnaście punktów. Do strefy barażowej tracicie jedno oczko. To wynik zadowalający czy jednak nie do końca?
Grzegorz Kurdziel (GKS Jastrzębie): Nie ustalaliśmy sobie żadnych celów przed rozpoczęciem rundy. Mamy nowy zespół i chcieliśmy się nauczyć siebie nawzajem. Moje zdanie jest takie, że sami na siebie nakładamy presję wyniku, mówię o zespole i sztabie szkoleniowym – na pewno chcielibyśmy mieć dwa lub trzy punkty więcej. Bardzo realna ocena jest taka, że można było je zdobyć w meczach z KKS-em Kalisz i Kotwicą Kołobrzeg. Tak się jednak nie stało i mamy szesnaście punktów, przyjmujemy to bardzo spokojnie.
Jak trudne było ostatnie spotkanie z rezerwami Zagłębia Lubin, do którego – licząc także starcie w Pucharze Polski z Wartą Poznań – przystąpiliście po trzech meczach bez wygranej?
W meczu z Wartą postawiliśmy na zawodników, którzy do tej pory dostawali mniej szans. Między spotkaniami było tylko sześćdziesiąt godzin i głównie dlatego zdecydowaliśmy się na taki ruch. Jeżeli chodzi o podejście zawodników do meczu z Zagłębiem, to budowaliśmy je na dobrych rzeczach, które wydarzyły się w konfrontacjach z Kotwicą i Stomilem. Pomimo zdobycia w nich łącznie tylko punktu, nie uważam aby były to słabe mecze w naszym wykonaniu. W Kołobrzegu to my byliśmy bliżsi otwarcia wyniku, ale zadecydowała skuteczność i przegraliśmy. Przeciwko Stomilowi jedna połowa znacząco różniła się od drugiej, ale w niej także potrafiliśmy mieć momenty, w których stworzyliśmy sytuacje. Zespół wiedział, że nie graliśmy źle. Byliśmy przekonani, że jeśli przełożymy dobrą dyspozycję na kolejne spotkanie, to osiągniemy korzystny rezultat i tak się stało.
Wspomniał pan, że w GKS-ie Jastrzębie nie ma żadnego celu na tę rundę, ale może postawiliście sobie plan długofalowy? Na przykład awans w przeciągu dwóch sezonów.
Nie chciałbym się na ten temat szerzej wypowiadać, bo klub jest po zmianach w zarządzie i wychodzimy na prostą po problemach. Najważniejsze jest to, że GKS Jastrzębie przetrwał po poprzednim sezonie. Nam jako drużynie nie udało się w poprzednim sezonie utrzymać na poziomie pierwszej ligi, a teraz budując nowy zespół mieliśmy dość mocno ograniczone pole manewru. Co więcej, dla wielu zawodników nie byliśmy pierwsi czy nawet drudzy w kolejce do wyboru klubu. Niemniej, uważam, że pozyskaliśmy kilku piłkarzy z roczników 2003 czy 2004, którzy się dobrze rozwijają i to dla nich jedyna szansa, by przejść z poziomu czwartej czy piątej ligi na szczebel drugoligowy. W bogatszych klubach z pewnością nie mieliby takiej okazji. Dużą rolę u nas odgrywają także ci bardziej doświadczeni zawodnicy, którzy zostali po spadku i są z tego regionu. Czują tożsamość z klubem i są przykładem dla młodych, o których wspomniałem.
Można spotkać się z opinią, że GKS Jastrzębie jest jedną z najbardziej atrakcyjnie grających drużyn w drugiej lidze. Zgodzi się pan z tym?
Wynika to z naszego sposobu grania, bo bardzo często podchodzimy wysoko do przeciwnika pressingiem, a na boisku jest bardzo dużo gry jeden na jeden. Uważam, że to powinno się podobać kibicom. Dla nas stwarza to możliwość wysokiego odbioru piłki, ale musimy też bronić się przed stratą bramek. Przy tym wszystkim zdaje sobie sprawę, że na koncie goli strzelonych powinniśmy mieć znacznie więcej. Jesteśmy drużyną niedoszacowaną jeśli chodzi o współczynnik oczekiwanych bramek, ale to nie wynika z jakości piłkarzy, tylko braku ogrania na tym poziomie. W niższych ligach taki zawodnik miał mnóstwo sytuacji i jak nie wykorzystał jednej, drugiej czy trzeciej, to za chwilę miał czwartą i piątą. Tutaj bywa tak, że masz dwie okazje w meczu i to wszystko. Jednak podkreślam, jestem zadowolony z rozwoju zawodników i oni to ciągle pokazują na boisku. Podczas spotkania z Zagłębiem bramki strzelali chłopcy z rocznika 2002 (Szymon Gołuch – przyp. red) i 2004 (Daniel Szymczak – przyp. red.), a także Darek Kamiński, który też jeszcze nie ma aż tak dużego ogrania na poziomie centralnym.
Wróćmy do poprzedniego sezonu. Co panem kierowało, by trafić do GKS-u Jastrzębie? Zespół był w trudnej sytuacji, znajdował się w strefie spadkowej, był jednym z głównych kandydatów do opuszczenia pierwszej ligi i niespodzianki nie było – GKS spadł.
Co mną kierowało? Przede wszystkim liczba ofert na rynku. Byłem na rozmowach w dwóch czy trzech klubach, ale one zdecydowały się na innych kandydatów. Uważam, że lepiej jest pracować, niż nie pracować jako trener, nawet w trudnych warunkach. Bardzo dobrze współpracowało mi się z poprzednim dyrektorem sportowym, Januszem Bodziochem i z obecnym dyrektorem sportowym, Adamem Lechowskim, poziom współpracy także jest bardzo wysoki. Przekonał mnie także poprzedni prezes, Marcin Ćwikła. Prezes chciał spróbować w ramach naszego budżetu zebrać grupę zawodników, którzy powalczą o utrzymanie GKS-u Jastrzębie i moim zdaniem zbudowaliśmy bardzo ciekawy skład, a świadczy o tym to, że dwóch zawodników znalazło pracę na najwyższym poziomie – Wojciech Łaski gra w Jagiellonii, a Oliver Podhorin wrócił do słowackiej ekstraklasy. Sześciu innych zawodników gra z kolei dalej na poziomie pierwszej ligi.
Wracając jednak do nas, to okazało się, że mieliśmy po prostu za dużą stratę punktową i w pewnym momencie nadzieja umarła. Piłkarze nie mieli długich kontraktów, musieliśmy zaryzykować jako klub i podpisać umowy na krótki okres z możliwością przedłużenia. To też miało znaczenie w końcówce sezonu. Zagraliśmy kilka naprawdę bardzo dobrych meczów, jak z Podbeskidziem, Arką czy Widzewem, ale klasa przeciwnika zadecydowała o tym, że wygrali oni dwa z tych trzech wspomnianych spotkań. Podsumowując, swoją decyzję, aby trafić do GKS-u, uważam za dobrą.
Nie obawiał się pan, że trafił pan do klubu, który może nie przetrwać? Sam pan wspomniał o tym przed momentem, że przyszłość GKS-u nie była pewna.
Zawsze człowiek myśli o sprawach związanych z finansami, tym bardziej, że już w przeszłości doświadczyłem sytuacji, w której nie otrzymałem pieniędzy. Natomiast trzeba podejmować takie ryzyko, tym bardziej, że był to poziom pierwszej ligi i sprawdzenie się w takim towarzystwie trenerów i klubów było kuszące. Dostałem informację, że GKS zmierza w dobrym kierunku, zaległości w stosunku do różnych podmiotów są regulowane i plan naprawczy zaczyna działać. Ustaliliśmy jasną wizję i widzieliśmy, że tutaj nie mogą przyjść zawodnicy na wysokich kontraktach, jak do Kotwicy Kołobrzeg, Polonii Warszawa czy Raduni Stężyca. My musieliśmy szukać zawodników głodnych odniesienia sukcesów i uważam, że kilku takich chłopców, którzy nie mają kompletnie żadnego nazwiska znaleźliśmy. Wierzę, że dzięki grze w tym sezonie na szczeblu drugiej ligi trafią do notesów skautów i będą mogli w przyszłości rozwijać się na wyższym poziomie.
Gdy patrzy pan na poziom drugiej i pierwszej ligi, to możemy mówić o bardzo dużym przeskoku?
Tak, jest to duży przeskok. Zwłaszcza jeśli chodzi o liczbę zawodników w formacjach ofensywnych, którzy posiadają jakość i mają możliwość indywidualnie wygrać dany mecz. W pierwszej lidze są zespoły, w których jest po trzech czy czterech zawodników biorących odpowiedzialność w kluczowych momentach spotkania i robiących wynik. W drugiej lidze znacznie większą rolę odgrywają stałe fragmenty gry, organizacja i determinacja. Nie przypominam sobie, by któryś z naszych wygranych meczów był łatwy i przypuszczam, że tak samo powiedzą te drużyny, który zwyciężały z nami. Tutaj często jedna akcja decyduje o przebiegu całego meczu i dla młodych zawodników jest to bardzo dobra lekcja odpowiedzialności, bo każdy błąd i może spowodować utratę punktów i przegraną.
Spoglądając na tabelę w obu ligach, to są one bardzo płaskie i mamy do czynienia z niewielkimi różnicami punktowymi. Wynika to z tego, że poziom tych drużyn jest bardzo zbliżony. Ten kto złapie lepszy moment, ma szansę być wysoko i dzisiaj pokazują to Kotwica Kołobrzeg oraz Ruch Chorzów.
A rzeczywiście jest tak, że druga liga opiera się tylko na walce i fizyce?
Nie zgodziłbym się z tym stwierdzeniem, bo są zespoły mające bardzo różne style i każdy ma swój pomysł na prowadzenie meczu. Ja bardzo wysoko oceniam na przykład KKS Kalisz. Widać tam bardzo dużo automatyzmów, bo została tam spora grupa zawodników z poprzedniego sezonu i dzięki temu przyjemnie się ich ogląda. Jest też także duża grupa drużyn, które zostały stworzone w letnim okienku i wymieniły po siedmiu czy ośmiu piłkarzy. Trzeba zrozumieć, że takie zespoły docierają się w trakcie trwania rundy, a natłok meczów jest ogromny, bo gramy także kolejki w środku tygodnia oraz Puchar Polski. Był moment, że brakowało czasu na treningi, bo w pierwszym miesiącu rozegraliśmy aż siedem spotkań! Mogliśmy się skupić na grze defensywnej, by nauczyć się pewnych automatyzmów oraz zachowań w określonych sytuacjach. Mówię teraz o swoim zespole, ale zauważyłem, że w wielu przypadkach było podobnie.
Muszę też powiedzieć, że sporo tej lidze dodają zespoły rezerw Lecha, Zagłębia i Śląska, które prezentują styl akademii. Ich celem jest rozwijanie zawodników poprzez długie utrzymywanie się przy piłce, a w drużynie jest wielu piłkarzy, którzy są oceniani przez trenerów pod kątem gry na poziomie Ekstraklasy.
W najbliższy weekend zmierzycie się z rezerwami Śląska. Jakiego meczu możemy się spodziewać? Ponownie atrakcyjnej gry i dużej liczby bramek?
Warto zauważyć, że jesteśmy drużyną na trzecim miejscu, jeśli chodzi o najmniejszą liczbę straconych bramek (12 – przyp. red.) i graliśmy już mecze na zero z tyłu. Nie zawsze rozgrywamy szalone spotkanie, jak w Stężycy (2:4 – przyp. red.), ale tam o przebiegu meczu decydowały głównie warunki. Odnosząc się do starcia ze Śląskiem, powiem tak – jeżeli wygramy 1:0, to będę bardzo zadowolony.
Czyli woli pan wygrać w sobotę 1:0, niż 4:3?
Tak, 1:0.
Na sam koniec chciałbym wrócić do przeszłości i pana okresu w Cracovii, gdzie był pan asystentem Michała Probierza. Potrafiliście osiągnąć sukces w postaci zdobycia Pucharu Polski oraz Superpucharu Polski, ale potem Cracovia obrywała za swój styl oraz wystawienie sporej liczby zawodników spoza Polski. Jak pan na to spogląda z perspektywy czasu?
Z perspektywy czasu patrzę na to tak, że był to świetny czas. Tworzyliśmy tamtą drużynę od zera i ten proces był długi. W pierwszym roku zderzyliśmy się ze ścianą jeśli chodzi o pozyskiwanie piłkarzy, bo obserwowaliśmy wielu Polaków, ale nie było takich możliwości ich ściągnąć. Do dzisiaj widać po rynku, że tylko Raków zdecydował się na zakup Bartosza Nowaka za znaczącą gotówkę, ale poza tym, ruch wewnętrzny w zasadzie nie istnieje. Pomimo budowy drużyny, w naszym pierwszym sezonie zajęliśmy spokojne dziewiąte miejsce, w następnych rozgrywkach skończyliśmy na czwartym miejscu, a rok później dołożyliśmy Puchar Polski. Patrząc z perspektywy wyników można było wyciągnąć nieco więcej, ale oprócz tego cieszymy się, że spora grupa zawodników wyraźnie się rozwinęła i zaliczyła znaczący postęp w swoich karierach.
Odnosząc się do tematu stylu, to nie chciałbym się do tego przyczepiać. Drużyny osiągają sukcesy różnymi stylami i mamy z tym do czynienia nawet jak popatrzymy na całą Europę i rozgrywki na najwyższym poziomie. Są takie kluby, które stać na ściąganie gwiazd, jak PSG, ale są też inne sposoby. Świetnym przykładem jest Barcelona, która została zbudowana z piłkarzy głodnych sukcesu. Miałem przyjemność obejrzeć ich prawie wszystkie spotkania w tym sezonie i podoba mi się postawa trenera, który przyjął bardzo wyważony styl grania. Nie jest to Barcelona, w której występował kiedyś sami Xavi. Teraz szukają wolnych stref na boisku, często używają długich podań, przeprowadzają ataki przez boczne strefy, gdzie widać dobre gospodarowanie piłkarzami, a dzięki temu tworzone są przewagi. Ze względu na to, że mają świetnego napastnika, to właśnie z bocznych sektorów dostarczają mu wiele podań. Poza tym potrafią grać wysokim pressingiem, ale także się wycofać i widać, że są bardzo zbalansowaną drużyną.
źródło: futbolnews.pl
link do artykułu: WYWIAD Z TRENEREM KURDZIELEM
Komentarze
2 komentarze
UM wyplaca pensje swoim pracownikom na ogolnie znanych zasadach.
GKS to samodzielny i niezalezny podmiot.
Pensje aresztowanego przestepcy WC prezesa ustalalo sam.
Pensje umyslowego niedolegi Brachaczka tez sam ustala.
Pilkarska bandyterka handlujaca narkotykami ma sie swietnie, mecze na stadionie sa "wysokiego ryzyka". Niech koszty ochrony z konna policja pokrywa GKS a nie podatnicy.
Moze trzeciej ligi?
GKS jest sowicie finansowany przez miasto (mieszkancow), postep jest zaden.
Pora uzaleznic miejskie dotacje od efektow a nie od zyczen i zebractwa zarzadu spolki akcyjnej GKS.
Skoro to SA, to niech prowadzi dzialalnosc i pozyskuje finansowanie a nie zalezy od miasta. Prezesi wyplacaja sobie pensje, na mlodziez i zawodnikow wiecznie brakuje.
Najlepiej niech miasto przejmie klub i uprosci jego strukture a nie finansuje teoretycznie samodzielna spolke.