Sobota, 20 kwietnia 2024

imieniny: Agnieszki, Czesława, Amalii

RSS

Milion uderzeń do zawodowej kariery. Szymon Milion o debiucie w MMA [WYWIAD, ZDJĘCIA]

14.11.2022 13:13 | 2 komentarze | ska

Przygodę ze sportem rozpoczął już jako kilkulatek, przez wiele lat trenując pod okiem ojca – Bogdana Miliona, którego wodzisławskim miłośnikom sztuk walki przedstawiać nie trzeba. Szymon Milion wyjechał z Czyżowic i na stałe zamieszkał w Warszawie, a jego występy mogliśmy oglądać na dwóch galach zawodowych.

Milion uderzeń do zawodowej kariery. Szymon Milion o debiucie w MMA [WYWIAD, ZDJĘCIA]
Szymon Milion podczas treningu. fot. Mikołaj Szyszka
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Milion uderzeń do zawodowej kariery. Szymon Milion o debiucie w MMA [WYWIAD, ZDJĘCIA]

Szymon Kamczyk. Twój ostatni występ mogliśmy oglądać na gali SCF. Ciekawostką jest, że Twoim przeciwnikiem był Przemysław Górny, nr 10 w rankingu krajowym i ważył od Ciebie sporo więcej!

Szymon Milion. Tak, ostatnia walka miała miejsce 14 października podczas gali Solo Combat Federation. To był mój drugi zawodowy pojedynek MMA. Choć nie udało się pokonać Przemysława Górnego, uważam, że i tak była to dobra walka. Przegrałem z nim przez nokaut w pierwszej rundzie. Z wagą, to prawda, bo podczas ważenia technicznego wynik mojego przeciwnika wyniósł 63,5 kg, a już podczas ważenia oficjalnego przybrał na wadze 10 kg więcej. W momencie walki mógł mieć nawet kilkanaście kilogramów więcej ode mnie.

Ale Twoja pierwsza walka była wygrana?

To było rok temu, wówczas właśnie wygrałem przez nokaut.

Dobrze, ale rozpoczęliśmy od końca, a może jednak wróćmy na początek. Jak i kiedy to się zaczęło?

Już prawie 20 lat temu, to jeszcze było przed pójściem do przedszkola. Zaczynałem wtedy pierwsze szlify w taekwondo. Potem był kickboxing łączony z muay thai, a następnie w wieku 17 lat przerzuciłem się na treningi klasycznego MMA. Po drodze jeszcze były treningi brazylijskiego ju-jitsu, zapasów, a ja zacząłem wszystko to łączyć. Później przeprowadziłem się do Warszawy i rozpocząłem karierę zawodową.

Ile już mieszkasz w stolicy?

Na stałe leci już trzeci rok.

To już zapuściłeś tam korzenie?

Trochę tak jest.

Ale po ślonsku dalij godosz?

Toć! W Warszawie wszyscy od razu wyłapują, że jestem ze Śląska, przez akcent. W klubie koledzy są zaciekawieni naszą godką. Nawet, kiedy idę do fryzjera, od razu wiedzą, że ze Śląska, choć czasem mylą po akcencie, że może z Kaszub.

fot. Wojciech Klimala

fot. Wojciech Klimala

A co według Ciebie zmienia się w MMA, w walkach zawodowych? Ciekawią mnie obserwacje ostatnich lat.

Pojawia się coraz więcej organizacji, a przez to również większy jest wachlarz możliwości, jeśli chodzi o walki. Za tym idą większe pieniądze, co dla zawodników jest dużą zaletą, a jednocześnie motywacją do pracy. Kluby sportów walki nie są już miejscem dla garstki zapaleńców, a sporty walki są dziś dla każdego. Być może to pokłosie popularyzacji MMA i teraz kluby przeżywają prawdziwe oblężenie. Zawodnicy również są coraz bardziej rozpoznawalni. Jeszcze kilka lat temu wiele nazwisk nie było znanych, a dziś dzięki kilku organizacjom, jak Fame MMA czy High League, zawodnicy stali się gwiazdami.

Wspomniałeś o kasie, a to zawsze działa na wyobraźnię. Jakiego rzędu pieniądze zarabia się w tej branży? Ile trzeba stoczyć walk, żeby powiedzmy zarobić nomen omen pierwszy milion?

Zależy, jaką drogę się wybiera. Idąc drogą sportową, droga do tego miliona jest długa, bo trzeba być w światowej czołówce, żeby zarabiać duże pieniądze. Są jednak organizacje, w których walczą osoby, które zdobyły popularność na innych polach, np. przez działalność w internecie czy telewizji. Tam taki milion to realna kwota, nawet za debiut.

Podczas sparingu. fot. Paweł Ciastek

Podczas sparingu. fot. Paweł Ciastek

Mówisz o organizacjach, ale nawet na naszym podwórku możemy obserwować, że pojawiają się nowe kluby, zrzeszające adeptów sztuk walki. Przekornie zapytam teraz Twojego tatę, który przysłuchuje się naszej rozmowie. Mogę?

Jasne.

Bogdan Milion. Proszę pytać.

Czy to jest tak, że kluby zasilają co roku nowi adepci, czy to są najczęściej te same osoby, ale wędrują pomiędzy klubami?

B.M. Nowy narybek się pojawia co jakiś czas. Ale faktycznie jest spora grupa osób migrująca pomiędzy klubami, pracując z różnymi trenerami.

Pewnie szukają odpowiedniego dla siebie miejsca?

B.M. Dokładnie. Ale pojawiają się nowe osoby, które chcą trenować w systemie amatorskim. Nie myślą o udziale w zawodach, ale robią to dla siebie. Potrzebują aktywności, a sztuki walki po prostu im odpowiadają.

Dziękuję, wróćmy do Szymona. Jako laika zastanawia mnie, czy rok przerwy między pierwszą zawodową walką, a drugą, to nie za dużo? Czy to nie tak, że walki powinny się odbywać raz na miesiąc czy raz na kwartał?

S.M. Przygotowania do zawodowej walki trwają około dwóch miesięcy. Z jednej strony mamy dietę, gubienie kilogramów i przygotowanie fizyczne: treningi, sparingi, wiele godzin na sali. Ten okres jest bardzo wyniszczający. Po walce potrzeba minimum miesiąca, aby organizm się zregenerował i mógł dalej normalnie funkcjonować. W moim przypadku miało być tak, że w czasie pomiędzy pierwszą i drugą walką zawodową miałem zaplanowane pojedynki. Okazało się jednak, że przeciwnik zrezygnował, a także pojawiły się problemy, związane z wybuchem wojny na Ukrainie.

Zaraz, chcesz powiedzieć, że wojna na Ukrainie miała wpływ na aktywność sportową w Polsce? W jaki sposób?

Po prostu wiele hal było wyłączonych z użytkowania, bo lokowano tam uchodźców. Dlatego organizacje nie miały gdzie robić swoich wydarzeń. Gale były odwoływane. Sam przed walką otrzymałem komunikat, że gala się nie odbędzie z powodu wojny. Wykorzystałem jednak ten czas na rozwój. Kiedy przygotujemy się do walki, doskonalimy płaszczyzny, które dobrze funkcjonują i przygotowujemy się taktycznie pod przeciwnika. Przy częstych walkach nie uczymy się nowych rzeczy, nie poprawiamy mankamentów ciała. Dlatego uważam, że ten dłuższy okres przerwy był dobry dla rozwoju.

fot. Wojciech Klimala

fot. Wojciech Klimala

Jak w takim razie wygląda Twój tydzień? Ile treningów w tygodniu?

Treningi odbywają się każdego dnia. Pierwszy o dziesiątej.

To jakiś kosmos, bo dla człowieka, dla którego pojawienie się na siłowni dwa razy w tygodniu to wyczyn, słuchanie o kilku treningach codziennie jest wręcz abstrakcyjne…

Dla mnie to norma. Pierwszy trening zazwyczaj jest grupowy. Po nim wracam do domu na posiłek i obowiązkową drzemkę, która trwa około godziny. Następnie idę na kolejny trening, tym razem indywidualny. One odbywają się głównie wieczorami. To treningi zapaśnicze, z tarczami, treningi motoryczne, które poprawiają siłę oraz wytrzymałość organizmu.

I są zapewne mordercze!

Tak, ale nie można generalizować. Z reguły jednak wracam do domu, jem kolację i po prostu idę spać, bo muszę odpocząć. Następnego dnia schemat się powtarza.

Każdego dnia? Bez wyjątku?

Odstępstwem od tej normy jest niedziela, którą traktuję, jako dzień relaksu i regeneracji. Wówczas nie uczestniczę w żadnych treningach.

Ile czasu zajmują treningi?

To 40 godzin tygodniowo na same treningi, a oprócz tego są np. treningi mentalne, które również są formą pracy nad sobą i rozwoju. Siła i wytrzymałość to jedno, ale umysł musi współgrać.

Podczas treningu w Warszawskim Centrum Atletyki. fot. Wojciech Klimala

Podczas treningu w Warszawskim Centrum Atletyki. fot. Wojciech Klimala

Co w takim razie w planach?

Myślę, że wrócę do zawodowych walk wiosną przyszłego roku. W styczniu planuję wylecieć do Tajlandii na wyspę Phuket do Tiger Gym. Tam chcę się przygotowywać przez ok. dwa miesiące do kolejnej walki. Będzie to okazja do pracy z zawodnikami m.in. z organizacji One Championship czy Rizin Fighting Federation. Planuję udoskonalić tam swój poziom.

Życzę więc spełnienia planów oraz kolejnych sukcesów. Chętnie o nich napiszę.

Dziękuję i do zobaczenia podczas kolejnych pojedynków!