Trzech wojowników i kobieta
Artur Kejza to były znakomity zawodnik judo, a obecnie trener w Polonii Rybnik. W ślad za utytułowanym ojcem poszli jego synowie: piętnastoletni Paweł i dwa lata starszy Daniel. Obaj mają już na swoim koncie sukcesy na matach. Jedynym „rodzynkiem” w rodzinie jest pani Katarzyna, żona Artura oraz mama Pawła i Daniela. Jak żyje się pod jednym dachem z trzema wojownikami?
Niewdzięczna rola
Nie jest łatwo spotkać się z rodziną Kejzów w pełnym składzie. Bo sportowcy często żyją na walizkach. Zawody, zgrupowania, obozy, codzienne treningi. W końcu jednak się udaje. – Często jestem sama, bo mąż i synowie wciąż są w rozjazdach. Ale jestem już do tego przyzwyczajona – mówi na wstępie pani domu, Katarzyna Kejza, której najbliższa rodzina to trójka postawnych facetów. Najmłodszy jest piętnastoletni Paweł, mający już na swoim koncie sporo sukcesów. – Trochę tego jest. Zdobyłem między innymi wicemistrzostwo Polski młodzików i drużynowe mistrzostwo Polski młodzików. Zajmowałem też wysokie miejsca na pucharach Polski w juniorach młodszych – wylicza młody sportowiec. Jego o dwa lata starszy brat Daniel przechodzi w tej chwili rehabilitację po ciężkiej kontuzji. Chłopaki, pytani o to, czy dobrze jest mieć ojca, który równocześnie jest też trenerem, mówią jednym głosem, że ma to swoje plusy i minusy. – Dobrze, bo wydaje mi się, że większą uwagę skupia na nas, gdyż jesteśmy jego synami. Źle dlatego, że czasami jest za duże ciśnienie – wyjaśnia Daniel. Ojciec nie kryje radości, że młodzi poszli w jego ślady, jednak bycie trenerem własnych dzieci to często niewdzięczna rola. – Jestem zadowolony, że obaj trenują, są usportowieni, wyglądają jak mężczyźni. I z tego jestem dumny. Są dwie strony medalu całej sytuacji. Ja generalnie ubolewam, bo wolałbym patrzeć z boku jak ktoś inny ich prowadzi, ale struktury klubu są takie, że to ja jestem pierwszym trenerem, a oni niestety są pod moimi rękami. Ale byłoby lepiej, żeby ktoś inny poganiał ich batem – uśmiecha się Artur Kejza. – Jak synowie byli młodsi to mimo, że umieli coś trzy razy lepiej od innych, to nie wybierałem ich do pokazywania ćwiczeń. Trochę ich odsuwałem, by inni nie mówili, że dzieci trenera są faworyzowane – przyznaje.
Temat numer jeden
Judo to dla Kejzów niemal całe życie. Dlatego nie ma możliwości, by nie przenosiło się na życie rodzinne i atmosferę w domu. – To jest nieuniknione. Ja stałam się fanką judo ze względu na to, że mąż był zawodnikiem, a teraz jest trenerem. Od wielu lat trenują też synowie. Interesuję się tym, co robią moje dzieci. Zazwyczaj jest tak, że wieczorami siadamy w dużym pokoju i rozmawiamy w czwórkę, a judo jest oczywiście tematem numer jeden – przekonuje pani Katarzyna. Jej mąż zdaje sobie sprawę, że można już mówić o pewnym przesycie. – To moja praca. Jednak uczę się tego, by do domu przynosić tego judo trochę mniej. Ale zaznaczam, że dopiero się uczę. A jest to ciężkie – mówi z uśmiechem Artur, który regularnie analizuje walki synów i udziela im wskazówek. – Tata pokazuje nam, co zrobiliśmy dobrze, a co źle. Najczęściej analizujemy walki tuż po ważnych zawodach – wyjaśnia Daniel. Bracia często rywalizują również między sobą. Taką możliwość mają podczas randori, a więc specjalnych treningów, gdzie odbywają się sparingi. Zdaniem ojca, młodym Kejzom nie brakuje talentu. – Dobre wyniki robili już od najmłodszych lat. Jednak największy talent nie osiągnie sukcesu jak nie poprze tego pracą. Więc obaj muszą ciężko pracować, by osiągać sukcesy z wysokiej półki. Jak każda młodzież, raz lepiej trenują, raz gorzej. Każdy ma wady i zalety. Mają je moi synowie, mam je ja. Myślę, że będziemy się dalej docierać – tłumaczy Artur Kejza, który docenia też fakt, że pani Katarzyna mocno wspiera całą trójkę: – Żona ma takiego męża i takich synów, że musimy powiedzieć jej wszyscy: dziękujemy za to że jest – kończy mocnym akcentem najlepszy judoka w historii Rybnika.