10-latek z Raciborza ukrywał się w lesie po tym, jak w czasie zabawy poróżnił się z kolegami
Chłopiec znajdował się w kompleksie leśnym, około 1,5 km od najbliższych zabudowań. Zagubionego 10-latka stróże prawa przekazali pod opiekę najbliższych.
W sobotę po 17:00, policjanci z komendy w Pszczynie otrzymali informację, że pewnien mężczyzna jadący samochodem trasą pomiędzy Gostyniem a Kobiórem, zauważył w lesie ukrywającego się za drzewami chłopca. Policjanci natychmiast pojechali we wskazane miejsce. Przeszukując najbliższą okolicę, odnaleźli dziecko.
- Chłopiec znajdował się w odległości około 1,5 km od najbliższych zabudowań. Dziecko było zdezorientowane, a kontakt z nim bardzo utrudniony. Chłopiec nie odpowiadał na pytania i był nieufny - relacjonuje sierż. sztab. Jadwiga Śmietana, oficer prasowa pszczyńskiej komendy.
W celu ustalenia tożsamości chłopca, policjanci odwiedzili najbliższe domostwa, okazało się jednak, że nikt z mieszkańców nie zgłaszał zaginięcia, ani nie poszukiwał dziecka na własną rękę. Mundurowi weszli w kontakt z dzielnicowym, lokalnymi jednostkami oświatowymi, lecz to także nie przyniosło efektu. Dopiero długotrwałe próby nawiązania rozmowy z chłopcem przyniosły pierwsze informacje.
Okazało się, że 10-letni mieszkaniec Raciborza obraził się na rówieśników podczas zabawy i od nich odszedł. Kolejne działania sukcesywnie zbliżały policjantów do rozwiązania tej interwencji. Mundurowi ustalili, że do Komisariatu Policji w Orzeszu przyszli rodzice, którzy zgłaszają zaginięcie dziecka. Okazało się, że chodzi właśnie o odnalezionego chłopca.
- Dzieci nie wolno pozostawiać bez opieki. Często widujemy samotnie bawiące się na osiedlowych placach zabaw, pod pozorną opieką rodziców, patrzących z okna bloku. Niestety, to nie jest właściwa opieka. Maluchy potrafią się bardzo szybko oddalić. Z dziećmi trzeba być, a nie nadzorować na odległość lub pozostawiać choćby na najkrótszą chwilę - podkreśla policja.
Malec został przebadany przez zespół ratownictwa medycznego. Okazało się, że jego zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo, wobec czego przekazano go pod opiekę najbliższych.
Komentarze
2 komentarze
Co za czasy kiedyś nikt nas nie pilnował sami się pilnowaliśmy i nikt nie zginął.
Kurcze - kiedyś szliśmy 5 - 10 a nawet 15 km od domu w chaszczach, dzikich kąpieliskach, starych budynkach, hałdach kopalnianych, wspinaliśmy się na słupy i drzewa i jakoś nikt nie zginął, nie został ranny - ba! - siniak czy zadrapanie był oznaką dobrej zabawy. Jedliśmy brudnymi rękami niemyte owoce, obsikane przez lisy jagody, piliśmy nieprzegotowaną, niefiltrowaną wodę, jedliśmy na wspólne lizy lody - i nikt nie był chory. Wracaliśmy kiedy byliśmy naprawdę głodni. A dziś? to nie, tamto nie, umyj, przefiltruj, dzwoń co 5 minut... a wykluczają cię z grupy jak nie masz najnowszego telefonu. Co za czasy...